Strażnik szczęścia w firmie, czyli Chief Happiness Officer. Czy naprawdę potrzebny?
I się porobiło. Na pierwszy rzut oka niewinny post na LinkedIn, zrobił niezłą burzę i dyskusję. Skoro temat spotkał się z takim zainteresowaniem, również tym negatywnym ale było tez dużo pozytywnych komentarzy, proponuję ciąg dalszy J
Kim jest Chief Happiness Officer?
Jestem ciekawa, czy wiesz, kim jest i czym zajmuje się CHO? W dużym skrócie to osoba, której zadaniem jest dbać o samopoczucie pracowników, ich poziom szczęścia i poczucie sensu wykonywanej pracy.
CHO posiada cały wachlarz możliwości, przy pomocy których może realizować te zadania. Może zarządzać zarówno na poziomie indywidualnym, badając talenty, wartości i predyspozycje jednostki, ale też na poziomie ogólnym organizacji, np. wprowadzając pewne odgórne zalecenia.
Czy posada Chief Happiness Officer’a ma jakieś uzasadnienie?
Wiem, że dla niektórych brzmi to jak kolejny coachingowy bełkot. Zresztą, co tu dużo mówić, sama znam osoby, które słysząc o takim stanowisku pracy tylko uśmiechnęłyby się pod nosem. Jednocześnie te same osoby często mówią głośno o poczuciu bezcelowości i bezsensowności pracy, wykonywania obowiązków, które są nijakie i nie przekładają się na wzrost dobra wspólnego.
Ich poziom motywacji regularnie spada, aż sięga poziomu, w którym pojawiają się w organizacji jedynie w obawie przed konsekwencjami, czyli możliwym zwolnieniem i utratą środków do życia. Z jednej strony są to osoby, które wprost wyśmiewają taką posadę, z drugiej – oczekują zmian, jakie właśnie może wdrożyć CHO.
CHO działa na korzyść pracowników czy organizacji?
W firmach, w których wdrożono stanowisko CHO, odnotowuje się wiele korzyści płynących z zatrudnienia takiej osoby. Poziom motywacji pracowników rośnie. Bardziej angażują się w swoją pracę i działają efektywniej. Jednocześnie spędzają mniej czasu na urlopach czy zwolnieniach lekarskich. Bez wątpienia szefowie dostrzegają w tym wiele dobrego.
Można zadać sobie pytanie – czy takie zwiększanie wydajności pracownika jest dla niego zdrowe? Czy praca na „pełnych obrotach”, dawanie z siebie więcej i więcej, długofalowo nie obróci się przeciwko pracownikowi, doprowadzając np. do wypalenia zawodowego?
Słyszałam, jak ktoś zestawił pracę CHO w kontekście pracy na galerach. Stwierdził, że to trochę tak, jakby szeregowy majtek, wykorzystywany na swoim statku i pracujący grosze, nagle dostał się pod skrzydła osoby, która miałaby udowodnić mu, że ta galera jest fajna. Że może to rzeczywiście takie małe więzienie, w którym masz codziennie pracować więcej i więcej, ale wiesz, za to masz karnet na siłownię, zdrowe posiłki i procedury, które z każdej strony krzyczą „wiesz, to ma sens”.
Tylko czy rzeczywiście warto patrzeć na funkcję CHO z tak pesymistycznej strony?
Zmiany na rynku pracy wymusiły powstanie stanowiska CHO.
Rynek pracy przechodzi obecnie naprawdę wiele przemian, w których, mam wrażenie, jeszcze nie do końca się odnajdujemy. Coraz częściej znikają zawody takie o których można było powiedzieć, że ktoś przychodzi do pracy w konkretnych godzinach, a po jej opuszczeniu – nie musi o niej myśleć.
Technologia i maszyny z jednej strony zdjęły z nas konieczność wykonywania ciężkich, fizycznych robót. Z drugiej – wymuszają intensywną pracę umysłu. W wielu branżach coraz więcej stanowisk nosi znamiona kreatywnych, a tu o wiele łatwiej o zatarcie się granicy, kiedy jesteśmy w pracy, a kiedy mamy tzw. „czas wolny”. Mózg nie przestaje pracować. Nawet gdy wyjdziemy fizycznie z biura.
Jaka jest w tym wszystkim rola Chief Happiness Offier’a?
Na tle nieustającej pracy umysłowej rodzi się w ludziach stres. A ten wywołuje lawinowo kolejne reakcje. Jedną z nich jest poczucie bezcelowości pracy, która wielu ludzi przenosi na grunt bezcelowości życia. Wielu mam właśnie takich klientów. Wydaje im się że ich życie nie ma sensu.
Bardzo łatwo popaść wtedy w depresję albo chęć wspomagania się używkami – alkoholem czy miękkimi narkotykami.
Dobrze wykonujący swoją pracę CHO będzie potrafił zidentyfikować ten problem bezcelowości i znaleźć przyczynę, czemu pracownicy mówią o bezzasadności pracy. Będzie w stanie wdrożyć rozwiązania, a przez to znacząco poprawić stan psychiczny człowieka, także poza pracą.
Zarządzając na poziomie jednostki, CHO będzie w stanie zidentyfikować jej mocne strony, talenty i kompetencje, przydzielając ją do zadań o odpowiednim poziomie trudności. Chodzi o to, by znaleźć ten pułap, kiedy zadanie nie jest ani zbyt łatwe, ani zbyt trudne. Ćwicząc i rozwijając swoje naturalne talenty w pracy mimowolnie przeniesie się je na grunt prywatny, ucząc się rozwiązywać problemy niejako w sposób intuicyjny, a nie wyuczony.
To wszystko (i wiele więcej) przełoży się na ogólne zadowolenie z życia, budowanie relacji, dbanie o siebie, rodzinę i pozostałe wartości. Uważam, że w ogólnym rozrachunku pracownik po pojawieniu się CHO w firmie zyskuje i cieszę się, że pracodawcy dostrzegają potrzebę tworzenia takiego stanowiska.
Moim zdaniem jeżeli obecny system pracy będzie wyglądał tak jak teraz czyli że pracownicy przychodzą do wspólnego biura na 8h, taki zawód, stanowisko będzie wręcz wymagane. I nie będzie tak jak niektórzy moi czytelnicy na LinkedIn określili kosztem dla firmy, tylko wręcz przeciwnie będzie minimalizowało utratę pracowników, zmniejszało zwolnienia lekarskie wynikające z problemów psychologicznych i pozwoli zachować wartościowych ludzi w firmie.
Bardzo łatwo policzyć jak ważna to rola w firmie!
Brak komentarzy, bądź pierwszy!